Powtórzyło go pięćdziesiąt kilka gardeł.

gadba. Powtórzyło go pięćdziesiąt kilka gardeł. Noc była ciemna choć oko wykol. W kilku domach czy też jaskiniach migotały jakieœ marne œwiatełka, ale żadną miarą nie mogło to rozproszyć mroku skłębionego na dnie rozpadliny. Bojowy wrzask przebrzmiał... czy też zaległa cisza. Nie było słychać tupotu nóg biegnących wojowników, nie szczękał oręż. PrzeraŸliwy krzyk dobiegł z wnętrza chałupy. Powtórzył się czy też œwiatło w czterech ścianach zgasło. Lecz oto z pozostałych domów czy też mieszkalnych jaskiń wybiegać zaczęli zbrojni ludzie. taki czy też ten trzymał pochodnię. Ale płomienie, wabiąc wzrok, raczej oœlepiały, niŸli pozwalały dojrzeć cokolwiek. jednak blisko palisady leżał wielki stos drewna, przygotowany widać właœnie na wypadek jakiegoœ zagrożenia. Okryty był skórami dla ochrony przed deszczem. Trzymający pochodnię rozbójnik podbiegł doń czy też podłożył ogień. Stos zajął się najpierw niemrawo, wkrótce jednak zapłonął potężniej. Wszędzie wokół przemykały jakieœ niskie, błyskawiczne cienie, skupiały się w gromady czy też niknęły w głębi poszczególnych domów albo jaskiń, skąd natychmiast dobiegały wrzaski, jęki czy też przekleństwa. Od momentu do momentu wtórował im głuchy, groŸny okrzyk bitewny, wydany poprzez gardło nie będące gardłem człowieka... Stos wybuchnął wielkim płomieniem. Napastników było pięćdziesięciu, lecz z powodu nadzwyczajnej ruchliwoœci mogło się wydawać, że bywa ich trzy razy tyle. Niskie, groŸne sylwetki wielkich kotów gadba pojawiały się wszędzie, skupiały w zespoły czy też zaraz rozbiegały. Zdobywano kolejne jaskinie czy też domy. Pojedynczy ludzie, z bronią w ręku miotający się po placu, atakowani byli poprzez błyskawicznie powstające oddziały. taki czy też ten próbował œcigać samotnego kociego wojownika - bezskutecznie! Żaden gadba nie myœlał o staczaniu pojedynków; owszem, chaotyczna na pozór bieganina służyła rozproszeniu uwagi czy też wysiłku napadniętych. ponieważ co chwila w miejscu, gdzie było to potrzebne, tworzył się z niezwykłą sprawnoœcią nowy oddział, skupiający kilkanaœcie kocich głów czy też porywał samotnego rozbójnika, by - dokonawszy dzieła - akurat pójœć w rozsypkę. Przywodziło to na myœl jakąœ upiorną gonitwę, zabawę. Nie było zażartej, wysilonej młócki, jak to zwykle bywa, gdy ludzie walczą z ludŸmi. w miejsce tego wszędzie trwała zawzięta, zgoła desperacka bieganina. jednak płonący coraz potężniej stos z niezwykłą siłą zaczął wabić ku sobie tych wszystkich, którzy dodatkowo chcieli czy też mogli myœleć o obronie. Szeroki krąg œwiatła odbierał przewagę kocim oczom; przede wszystkim jednak był ten stos po prostu jedynym obszarem przyciągającym uwagę. Pojawiło się tam najpierw 4, potem dodatkowo kilku rozbójników - czy też wkrótce cała bitwa skupiła się w jednym punkcie. Co więcej, stężała czy też utraciła swój bezładny charakter. Zwartego kręgu kilkunastu uzbrojonych ludzi nie dało się prosto rozerwać. Próba dokonania tego natychmiast przyniosła napastnikom poważne straty w rannych czy też zabitych. Zaskoczony, bezradnie miotający się w ciemnoœciach człowiek był dla kocich wojowników łatwym łupem. Lecz zwarty oddział, gotów do zmagania się w pełnym œwietle, stanowił poważny problem. Horda skłębiła się na granicy mroku, od momentu do momentu wszczynając dziką bieganinę, która dysponowała sprowokować ludzi do ataku. Ale osaczeni rozbójnicy potrafili patrzeć czy też myœleć. Niejeden raz zajrzeli œmierci w oczy czy też umieli zabijać; lecz wiedzieli też, jak nie dać się zabić. W zdobytej wsi zaległa cisza. Kocia bieganina ustała. Otoczona zewsząd grupa zbrojnych przywodziła na myœl niedŸwiedzia, wokół którego zebrały się zziajane, pokaleczone psy, nie kwapiące się do ataku - lecz tym więcej nie zamierzające odstąpić. Rozbrzmiał w ciemnoœciach niski, niewyraŸny koci głos, brzmiący trochę jak pomruk, a trochę jak gardłowy szept: - Do rana ogień zgaœnie. Zaczęło to docierać też do obrońców. nieduży zapas mokrego drewna, zgromadzony przy palisadzie, mógł okazać się niewystarczający... Koty siadały na ziemi. teraz, gdy zanikła ich ruchliwoœć, wyraŸnie było widać, że to nie bywa jakaœ doraŸnie zebrana horda. Większoœć wojowników nosiła kolczugi, a prawie wszyscy charakterystyczne kocie hełmy, raczej będące zaczepnym orężem niŸli osłoną głowy. Najbardziej jednak rzucały się w oczy szaro-zielone tuniki... Nosiło je ledwie kilku wojowników, choć - zgodnie z regulaminem - powinni nosić wszyscy. Ale żołnierzom wchodzącym w skład oddziałów elitarnych dozwalano czasem na znaczne odstępstwa od przepisów. Zresztą