ptak. A może i nie. Sasku nie występowali przeciw Kargu, dopóki tamci trzymali się z dala.

ptak. A moĹźe a także nie. Sasku nie występowali przeciwdziałające Kargu, dopĂłki tamci trzymali się z dala. Czasami przybywali, by wymienić mięso na szaty czy dzbany. Trzeba ich było jednak pilnować. Woleli zawsze kraść. czy też cuchnęli. Mieszkali pod gołym niebem jak zwierzęta a także choć mĂłwili zrozumiale, bliĹźsze im były zwyczaje zwierząt Róşnili się od Sasku, ich futra śmierdziały, sami teĹź śmierdzieli. znowu coś mignęło a także Nenne skoczył na nogi, wystawiając włócznię. Tam coś było, coś duĹźego przesuwało się między wielkimi głazami. Nenne nałoĹźył włócznię na miotacz, przygotował do rzutu. Pokazał się Kargu. Musiał być zmęczony, bo często stawał a także odpoczywał. Nenne przyglądał mu się bez aktywności, pĂłki się nie upewnił, Ĺźe przybysz okazuje się sam. Wystawiano straĹźe w tym miejscu, bo panowano nad biegnącą niĹźej ścieĹźką. KaĹźdy wchodzący do doliny musiał przejść obok Nenne. Gdy tylko przekonał się, Ĺźe za Kargu nikt nie idzie, zeskoczył cicho ze skalnej półki. Rozległ się odgłos spadających kamieni, potem wolno biegnących stĂłp. Łowca minął 2 wysokie słupy skalne, tkwiące jak wartownicy u szczytu doliny. Gdy tylko minął Nenne, ten wyskoczył z ukrycia a także uderzył mocno końcem włóczni w plecy intruza. Kargu wrzasnął a także upadł. Nenne przydeptał mu nogą nadgarstek, drugą kopnął włócznię, przyciskając grot swej broni do brudnych futer okrywających brzuch obcego łowcy. - Nie wolno wam wchodzić do doliny. Grot niebezpiecznie naciskał na futro. Kargu patrzył na niego ciemnymi oczami, ktĂłre tkwiły w twarzy okolonej splątaną brodą a także czupryną. - Przechodzę... do wzgĂłrz - powiedział stłumionym głosem. - Wracaj. bo zostaniesz tu na zawsze. - Szybko przejść. Do innych sammadĂłw. - Przybyłeś, by kraść, tylko po to. Nie przechodzicie poprzez dolinę, musisz o tym wiedzieć. Dlaczego prĂłbowałeś to zrobić? Z oporami, niezdarnie, Kargu powiedział mu dlaczego. Porro skończyło się, co ucieszyło Kerricka. Z jego głową działy się dziwne rzeczy. Dobre albo złe, nie był pewien. Wstał, przeciągnął się a także wyszedł poprzez jaskinię z malowidłami, gdzie dołączył doń Herilak. Patrzyli na Sanone prowadzącego innych mandukto w uroczystej procesji do nowo narodzonego cielęcia mastodonta, ktĂłre spoczywało na posłaniu z siana. Śpiewali razem, a Sanone natarł drobną trąbę zwierzęcia czerwoną glinką. Jego matce nie przeszkadzała obecność ludzi; poĹźerała spokojnie zieloną gałąź. Kerrick miał właśnie coś 21kilku powiedzieć, gdy spostrzegł poruszające się na brzegu rzeki postacie. Obok wartownika czarny, odziany w futro Kargu. Jego obecność dziwiła. Wiedział, Ĺźe łowcy przybywali tu czasem handlować, lecz ten miał puste ręce; idący za nim Sasku niĂłsł dwie włócznie. Szturchnął Kargu jedną z nich a także wskazał na Sanone, skierował łowcę w jego stronę. - Co to? - spytał Herilak. - Co się dzieje? - Nie wiem. Daj mi posłuchać. - taki tu wszedł do doliny - powiedział Nenne. - Przyprowadziłem go do ciebie, Sanone, byś wysłuchał, co ma do powiedzenia. - dodatkowo raz pchnął włócznią. - MĂłw to, co mi powiedziałeś. Kargu rozejrzał się spode łba, brudną ręką otarł pot z twarzy. - Byłem na wzgĂłrzach, polowałem jeden - mĂłwił z trudem. - Całą noc przy wodopoju. Sarny nie przychodziły. Rano wrĂłciłem do namiotĂłw. Wszyscy martwi. Kerricka opanowało lodowate przeczucie. - Martwi? TwĂłj sammad? Co się stało? - Martwi. Sammadar Arderidh bez glowa. - Przeciągnął szybko palcem poprzez gardło,